America Unbound: the Bush Revolution in Foreign Policy

kiedy George W. Bush zerknął przez okno Air Force One podczas lotu nad Bagdadem na początku czerwca, miał powody do zadowolenia. Właśnie zakończył udaną wizytę w Europie i na Bliskim Wschodzie. Podróż rozpoczęła się w Warszawie, gdzie miał okazję osobiście podziękować Polsce za to, że jest jednym z dwóch krajów europejskich, które przyczyniły się do zaangażowania wojsk w działania wojenne w Iraku. Następnie udał się do Rosji, aby uczcić 300.urodziny Petersburga. Poleciał do Évian, miasta we francuskich Alpach, aby wziąć udział w szczycie szefów największych gospodarek świata. Następnie zatrzymał się w Sharm El Sheik w Egipcie, na spotkaniu z umiarkowanymi przywódcami arabskimi, a następnie udał się do Akaby w Jordanii, nad brzegiem Morza Czerwonego, aby omówić mapę drogową dla pokoju z premierami Izraela i Palestyny. Ostatni postój odbył w Doha w Katarze, gdzie oddziały Centralnego Dowództwa USA powitały go gromkimi brawami. Teraz Bush spojrzał w dół na miasto, które amerykańskie wojska zajęły zaledwie kilka tygodni wcześniej.

siedmiodniowa, sześciopaństwowa podróż Busha była pod wieloma względami zwycięskim okrążeniem, aby uczcić triumf Ameryki w wojnie w Iraku-wojnie, której wielu przywódców Busha spotkało się podczas swojej podróży, sprzeciwiało się. Ale w szerszym znaczeniu on i jego doradcy postrzegali to jako windykację jego przywództwa. Podczas pierwszych 30 miesięcy urzędowania, Człowiek Z Midland rozpoczął rewolucję w polityce zagranicznej. Odrzucił wiele ograniczeń, które wiązały Stany Zjednoczone z sojusznikami i na nowo zdefiniował kluczowe zasady, które rządziły amerykańskim zaangażowaniem w świecie przez ponad pół wieku. Jak większość rewolucji, Bush miał wielu krytyków. Jednak teraz podróżował po Europie i na Bliskim Wschodzie nie jako skruszony zadośćuczynienie, ale jako przywódca obdarzający szacunkiem. America unbound przeobraziła kierunek polityki międzynarodowej. Bush był rzadkim rewolucjonistą, któremu się udało. A może miał?

rewolucja Busha

czym dokładnie była rewolucja Busha w polityce zagranicznej? Na swoim najszerszym poziomie opierał się na dwóch wierzeniach. Pierwszym było to, że w niebezpiecznym świecie najlepszym—jeśli nie jedynym—sposobem zapewnienia bezpieczeństwa Ameryki było pozbycie się ograniczeń narzucanych przez przyjaciół, sojuszników i instytucje międzynarodowe. Maksymalizacja wolności Ameryki do działania była niezbędna, ponieważ wyjątkowa pozycja Stanów Zjednoczonych uczyniła z niej najbardziej prawdopodobny cel dla każdego kraju lub grupy wrogiej Zachodowi. Amerykanie nie mogli liczyć na to, że inni ich ochronią; kraje nieuchronnie ignorowały zagrożenia, które ich nie dotyczyły. Co więcej, formalne ustalenia nieuchronnie ograniczałyby zdolność Stanów Zjednoczonych do maksymalnego wykorzystania swojej niezrównanej potęgi. Guliwer musi zrzucić ograniczenia, które pomógł liliputom tkać.

drugie przekonanie było takie, że Ameryka powinna wykorzystać swoją siłę, aby zmienić status quo na świecie. Bush nie twierdził, że Stany Zjednoczone utrzymują proszek w stanie suchym, czekając na niebezpieczeństwo. Podczas gdy John Quincy Adams—jedyny inny syn prezydenta, który później zajął Biały Dom-twierdził, że Stany Zjednoczone nie powinny wyjeżdżać za granicę „w poszukiwaniu potworów do zniszczenia”, Bush twierdził, że Ameryka byłaby zagrożona, gdyby tego nie zrobiła. „Czas nie jest po naszej stronie”, ostrzegł w przemówieniu” Oś zła”, przemówieniu o stanie Unii w 2002 roku. „Nie będę czekać na wydarzenia, podczas gdy niebezpieczeństwa zbierają się. Nie będę stał bezczynnie, gdy niebezpieczeństwo zbliża się coraz bliżej. Stany Zjednoczone nie pozwolą, by najniebezpieczniejsze reżimy świata zagroziły nam najbardziej niszczycielską bronią na świecie.”Ta logika kierowała wojną w Iraku i ożywiała wysiłki Busha, aby poradzić sobie z innymi nieuczciwymi państwami.

te fundamentalne przekonania miały istotne konsekwencje dla praktyki amerykańskiej polityki zagranicznej. Jednym z nich była pogarda dla rodzaju wielonarodowych instytucji i uzgodnień opracowanych przez prezydentów od Trumana po Clintona i zdecydowana preferencja jednostronnego sprawowania władzy amerykańskiej. Unilateralizm był atrakcyjny dla Busha i jego doradców, ponieważ był często łatwiejszy i skuteczniejszy, przynajmniej na krótką metę, niż multilateralizm. Na przykład w wojnie w Kosowie Bush i jego doradcy wierzyli, że zadanie koordynacji poglądów wszystkich członków NATO znacznie skomplikowało wysiłek wojskowy. Ale podczas wojny w Afganistanie planiści Pentagonu nie musieli poddawać żadnej ze swoich decyzji zagranicznej aprobacie. Nie oznacza to, że Bush stanowczo wykluczył współpracę z innymi. Preferowana przez niego forma multilateralizmu—pozwalająca sobie na jednostronne działania niemożliwe lub niemądre—polegała raczej na budowaniu doraźnych koalicji chętnych, lub jak Richard Haass, były doradca Colina Powella, nazwał ” multilateralizmem à la carte.”

po drugie, prewencja nie była już ostatecznością amerykańskiej polityki zagranicznej. W świecie, w którym rozprzestrzeniała się broń masowego rażenia, a terroryści i nieuczciwe Państwa przygotowywali się do ataku w niekonwencjonalny sposób, Bush argumentował w raporcie przedstawiającym strategię bezpieczeństwa narodowego swojej administracji: „Stany Zjednoczone nie mogą już polegać wyłącznie na reaktywnej postawie, jaką mieliśmy w przeszłości. . . . Nie możemy pozwolić naszym wrogom uderzyć pierwsi.- Rzeczywiście, Stany Zjednoczone powinny być przygotowane do działania nie tylko zapobiegawczo przeciwko zbliżającym się zagrożeniom, ale także zapobiegawczo przeciwko potencjalnym zagrożeniom. Wiceprezydent Dick Cheney był w tej kwestii dobitny, uzasadniając obalenie Saddama Husajna w przededniu wojny w Iraku. „Nie ma wątpliwości, kto zwycięży, jeśli dojdzie do działań militarnych. I nie ma wątpliwości, co teraz będzie tańsze i mniej kosztowne, niż czekanie roku, dwóch czy trzech lat, aż opracuje jeszcze bardziej śmiercionośną broń, być może nuklearną.”

po trzecie, Stany Zjednoczone powinny wykorzystać swoje bezprecedensowe uprawnienia do zmiany reżimów w nieuczciwych państwach. Pomysł zmiany reżimu nie był nowy w amerykańskiej polityce zagranicznej. Administracja Eisenhowera zaprojektowała obalenie irańskiego premiera Mohammeda Mossadegha; CIA przeszkoliła kubańskich wygnańców w nieudanej próbie obalenia Fidela Castro; Ronald Reagan skierował pomoc dla nikaraguańskich contras w celu obalenia sandinistów; a Bill Clinton pomógł serbskim siłom opozycyjnym pozbyć się Slobodana Milosevica. Za prezydentury Busha różniła się gotowość, nawet przy braku bezpośredniego ataku na Stany Zjednoczone, do wykorzystania USA. siły zbrojne w wyraźnym celu obalenia innych rządów. To był sedno zarówno wojny w Afganistanie, jak i Iraku. Opierał się na przekonaniu, że jeśli Stany Zjednoczone będą naciskać, nikt nie będzie mógł się odepchnąć.

11 września

rewolucja Busha nie rozpoczęła się, jak wielu sugerowało, 11 września. Światopogląd, który go napędzał, istniał na długo przed tym, jak samoloty odrzutowe uderzyły w bliźniacze wieże i Pentagon. Bush przedstawił swoją filozofię, gdy był na szlaku kampanii. Większość komentatorów nie zauważyła tego, co mówił, ponieważ byli bardziej zaniepokojeni tym, ile wiedział o świecie niż tym, w co wierzył. Bush zaczął realizować swoje pomysły, gdy tylko złożył przysięgę. Za jego dążeniem do obrony przeciwrakietowej kryła się jego wiara w potrzebę istnienia Ameryki. Za odrzuceniem Protokołu z Kioto w sprawie zmian klimatu, Międzynarodowego Trybunału Karnego i wielu innych porozumień wielostronnych, które skrytykował lub porzucił w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy swojej prezydentury.

to, co 11 września dostarczyło, było motywem do szybkiego i bez wahania przeprowadzenia rewolucji Busha. Polityka zagraniczna przeszła z drugorzędnego priorytetu jego prezydentury do jej misji definiującej. – Jestem tu z jakiegoś powodu-powiedział Bush swojemu głównemu doradcy politycznemu, Karlowi Rove, krótko po zamachach. – i tak będziemy sądzeni.”Powiedział premierowi Japonii Junichirō Koizumi coś podobnego. „Historia będzie sędzią, ale nie będzie dobrze Oceniać kogoś, kto nie działa, kogoś, kto tylko czeka na czas.”Wojna z terroryzmem stała się kwestią, która gotowała się w jego krwi i zamierzał walczyć w swój sposób.

11 września dał również Bushowi możliwość przeprowadzenia swojej rewolucji bez obawy, że zostanie wyzwany w domu. Niezadowolenie Kongresu z polityki zagranicznej Busha rosło przez całe lato 2001 roku. Niektórzy Demokraci nawet myśleli, że może to być dla nich zwycięski problem w wyborach śródokresowych. W wyniku ataków jednak opór Kongresu wobec polityki bezpieczeństwa narodowego Busha ustąpił. Szacunek Kongresu częściowo odzwierciedlał ogrom ataków i pryncypialne przekonanie, że prawodawcy powinni odroczyć się do silnego przywództwa prezydenckiego w czasach kryzysu Narodowego. Ale odzwierciedlała też zdrową dawkę polityki. Zamiast obwiniać prezydenta za to, że nie przewidział ataków, Amerykanie zebrali się wokół niego. Nowo odkryta popularność Busha przełożyła się na władzę polityczną. Ustawodawcy mogą ignorować pisma niepopularnego prezydenta, ale zazwyczaj zwracają uwagę na żądania popularnego.

mit Neokonserwatywny

pod koniec wojny w Iraku większość komentatorów przyznała, że Bush przewodził rewolucji w amerykańskiej polityce zagranicznej. Mieli jednak wątpliwości, czy prezydent jest za to odpowiedzialny. Zamiast tego Dali kredyt (lub winę) „neokonserwatywnym” myślicielom w administracji, kierowanym przez zastępcy Sekretarza Obrony Paula Wolfowitza, który, jak mówili, był zdeterminowany, aby wykorzystać wielką potęgę Ameryki do przekształcenia despotycznych reżimów w liberalne demokracje. Jeden z pisarzy twierdził, że Bush był ” narzędziem neokonserwatywnych ideologów.”Inny zauważył” neokonserwatywny zamach stanu „w Waszyngtonie i zastanawiał się, czy” George W. w pełni rozumie wielką strategię, którą Wolfowitz i inni współpracownicy rozwijają.”Trzeci uważał zwycięstwo neokonserwatystów za oczywiste. „Jeśli nie mieszkasz na dnie studni, prawdopodobnie zauważyłeś, że 11 września i Irak mają wpływ na amerykańską Prawicę. Krótkie sformułowanie mówi, że triumfował tzw. neokonserwatyzm.”

ta konwencjonalna mądrość była błędna w co najmniej dwóch sprawach. Po pierwsze, zasadniczo źle rozumiał prądy intelektualne w administracji Busha i ogólnie w Partii Republikańskiej. Neokonserwatyści byli bardziej widoczni poza administracją, szczególnie na łamach komentarzy i tygodnika Standard oraz w studiach telewizyjnych Fox News, niż byli wewnątrz niej. Większość doradców Busha, w tym przede wszystkim Dick Cheney i sekretarz obrony Donald Rumsfeld, nie byli neokonserwatami. Byli zamiast tego asertywnymi nacjonalistami-tradycyjnymi, twardymi konserwatystami, którzy chcieli użyć amerykańskiej potęgi wojskowej, aby pokonać zagrożenia dla USA. bezpieczeństwo, ale niechętnie, co do zasady, wykorzystuje Amerykański prymat do przerobienia świata na swój obraz. Podczas gdy neokonserwatyści mówili o długiej i kosztownej okupacji wojskowej w Iraku, asertywni nacjonaliści mówili o szybkim przejściu i pozostawieniu „Iraku dla Irakijczyków.”

chociaż neokonserwatyści i asertywni nacjonaliści różnili się, czy Stany Zjednoczone powinny aktywnie rozpowszechniać swoje wartości za granicą, obaj byli głęboko sceptycznie nastawieni do zimnowojennego konsensusu w sprawie znaczenia rządów prawa i znaczenia instytucji międzynarodowych dla amerykańskiej polityki zagranicznej. Pokładali oni wiarę nie w dyplomację i traktaty, ale w władzę i determinację. Porozumienie w tej kluczowej kwestii pozwoliło neokonserwatystom i asertywnym nacjonalistom stworzyć małżeństwo dla wygody w obaleniu zimnowojennego podejścia do polityki zagranicznej, nawet gdy nie zgadzali się co do tego, jakiego rodzaju zaangażowanie Stany Zjednoczone powinny podjąć w odbudowę Iraku i przebudowę reszty świata.

drugą i ważniejszą wadą teorii przewrotu neokonserwatywnego było to, że rażąco niedoceniała ona George ’ a W. Busha. Człowiek z Midlandu nie był figurantem w czyjejś rewolucji. Mógł wejść do Gabinetu Owalnego nie wiedząc, który generał rządził Pakistanem, ale przez pierwsze 30 miesięcy urzędowania był lalkarzem, a nie marionetką. Aktywnie zabiegał o radę swoich doświadczonych doradców i tolerował, jeśli nie zachęcał do energicznych sporów między nimi. Gdy było to konieczne, odrzucał je. George W. Bush prowadził własną rewolucję.

dokąd zmierza rewolucja?

nie wszystkie rewolucje sie udaja. Gdy Air Force One przechylił skrzydła nad Bagdadem w geście triumfu, pojawiły się niepokojące oznaki tego, co miało nadejść dla Ameryki. USA wojska w Iraku znalazły się uwikłane w wojnę partyzancką z resztkami reżimu Saddama Husajna. Złość za oceanem na to, co było postrzegane jako arogancka i obłudna Ameryka nabrzmiała. Bliscy sojusznicy otwarcie mówili nie o tym, jak najlepiej współpracować ze Stanami Zjednoczonymi, ale o tym, jak ograniczyć ich zdolność do działania. Waszyngton zaczynał stawiać czoła nowemu pytaniu: czy koszty rewolucji Busha w polityce zagranicznej miały przynieść korzyści?

część problemu z rewolucją Busha leżała w tym, jak Bush i jego doradcy ją prowadzili. Odmówili ukrycia Żelaznej Pięści amerykańskiej władzy w aksamitnej rękawiczce dyplomacji, woląc zamiast tego wyrazić pogardę dla opinii innych niż ich własne. Donald Rumsfeld, o czym świadczyło jego odrzucenie Francji i Niemiec jako „starej Europy”, miał szczególną gorliwość do obrażania przyjaciół i sojuszników. Nic dziwnego, że ta postawa uderzyła wielu poza Stanami Zjednoczonymi—i więcej niż kilku w nich—jako arogancja zrodzona z władzy, a nie z zasad. Mieli do tego głęboką urazę.

głębszym problemem było jednak to, że fundamentalne założenie rewolucji Busha—że bezpieczeństwo Ameryki opiera się na Ameryce niezwiązanej—było błędne. Mimo wszystkich rozmów na początku XXI wieku o tym, że Stany Zjednoczone są hiperpotężne, świat był poza zdolnością jakiegokolwiek kraju do kontrolowania. Wiele z najważniejszych wyzwań, przed którymi stanęła Ameryka za oceanem, można było sprostać tylko przy aktywnej współpracy innych. Pytanie brzmiało, jak najlepiej zabezpieczyć tę współpracę.

Bush utrzymywał, że jeśli Ameryka poprowadzi, przyjaciele i sojusznicy pójdą za nim. To prawda, że mogą narzekać, bo nie lubili, jak Waszyngton zamierza przewodzić. Niektórzy mogą nawet zdecydować się poczekać, aż zobaczą korzyści płynące z amerykańskiej akcji. Ostatecznie jednak połączyliby siły ze Stanami Zjednoczonymi w walce z takimi zagrożeniami jak terroryzm i rozprzestrzenianie broni, ponieważ ufali motywom Ameryki i dzielili jej interesy. Kraje nie odcięłyby sobie nosa na złość swojej twarzy.

Irak obnażył wadę tego myślenia. Większość krajów, w tym wszyscy członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ, podzielała duże zainteresowanie upewnieniem się, że Irak nie posiada broni masowego rażenia, zwłaszcza broni jądrowej. Jednak ten wspólny interes nie przekładał się automatycznie na aktywną współpracę w wojnie mającej na celu obalenie Saddama Husajna—ani nawet na poparcie takiej wojny. Kilka krajów aktywnie próbowało powstrzymać marsz na wojnę, a wiele innych po prostu siedziało na uboczu. Niewiele się zmieniło po obaleniu posągu Saddama Husajna na Placu Firdos. Chociaż wiele krajów uważało, że stabilizacja powojennego Iraku jest niezwykle ważna—dla stabilności regionalnej, bezpieczeństwa międzynarodowego i własnego bezpieczeństwa narodowego—nie spieszyło się z przyłączeniem się do wysiłków odbudowy. W lipcu 2003 wojska amerykańskie stanowiły ponad 90% wszystkich sił wspierających operację w Iraku – przy rocznym koszcie dla amerykańskiego podatnika w wysokości 50 miliardów dolarów. Wielka Brytania dostarczyła większość pozostałych sił. Pozostałe składki zagraniczne były nieznaczne. Węgry, na przykład, zgodziły się zapewnić 133 kierowców ciężarówek, ale nie ciężarówek, mechaników ani niczego innego. W innych przypadkach kraje zgodziły się na wsparcie wojsk dopiero po tym, jak Waszyngton zgodził się na ich opłacenie—nadając zupełnie nowe znaczenie koncepcji podziału obciążeń.

Lekcja Iraku była taka, że czasami, gdy Ameryka prowadzi, niewielu podąża za nią. To ostatecznie było prawdziwym zagrożeniem rewolucji Busha. Przyjaciele i sojusznicy Ameryki rzadko mogli powstrzymać Waszyngton przed robieniem tego, co chciał, bez względu na to, jak bardzo niektórzy komentatorzy byli przeciwni. Jednak przyjaciele i sojusznicy Ameryki nie musieli opierać się amerykańskiej polityce, aby Waszyngton zapłacił cenę za chęć gry niezwiązanej z żadnymi zasadami. Mogli po prostu odmówić jej pomocy, gdy ich pomoc była najbardziej potrzebna lub pożądana. To z kolei ryzykowało podważenie nie tylko tego, co Ameryka może osiągnąć za granicą, ale także krajowego wsparcia w kraju dla zaangażowania świata. Amerykanie mogliby słusznie zapytać: jeśli inni nie chcą ponosić ciężaru sprostania trudnym wyzwaniom, dlaczego my mielibyśmy? W tym względzie niezwiązana Ameryka może ostatecznie doprowadzić do Ameryki, która jest mniej bezpieczna.

Drukuj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.