wampiry! W Wenecji! To właściwie recepta na natychmiastowy sukces. Zwłaszcza, jeśli wampiry, o których mowa, są zmysłowymi lisicami z zamiłowaniem do parasoli i falbanką z białej koronki. I tak, po raz pierwszy od wieków, mamy trochę gotyckiego horroru zmieszanego z naszym zwykłym kawałkiem tradycyjnego sci-fi, nawet jeśli wyniki były nieco nierówne.
wyjaśniając zeszłotygodniowe parne potępienie jako nieco seksualności po traumatycznym stresie, „wampiry z Wenecji” sprowadziły przyszłego męża Amy, Rory ’ ego, na pokład TARDIS, gdy lekarz próbował przywrócić im odrobinę pikanterii. Gdzie lepiej rozpalić płomień niż Romantyczne miasto Wenecja? Oczywiście, będąc Doktorem Who, romance musiał zająć tylne siedzenie, ponieważ podróżujący w czasie zespół szybko odkrył, że miasto zostało objęte kwarantanną przez jego patronkę, Rosannę Calvierri.
kilka zbiegów okoliczności później było jasne, że w rezydencji Calvierriego szaleją nikczemne rzeczy, a jej blada trupa buxomów nie była do końca grzeczną młodą damą, na którą się wydawały. Łącząc klasyczną historię o wampirach, gigantyczną Kosmiczną rybę, odrobinę historii i warunek wstępny tego sezonu „pęknięcia w czasie”, z pewnością wiele się działo w tym odcinku, ale przy tak dużej powierzchni do pokrycia, żaden element nie zwrócił na siebie uwagi, na którą zasłużył.
To powiedziawszy, „wampiry z Wenecji” miały wiele wyjątkowych momentów, nawet jeśli nie udało im się połączyć w całkowicie satysfakcjonującą całość. Rory i Amy zaoferowali odrobinę komediowej ulgi, gdy grasowali po ulicach miasta, obcy-jako-wampiry okazały się odpowiednio złowrogie z postaci ryb, a retcon sci-fi klasycznego fenomenu wampirów był szczególnie sprytny. Co więcej, całość-nakręcona na miejscu w Chorwacji, ze wszystkich miejsc – wyglądała świetnie, a Helen McCrory dała hipnotyzujący występ jako Signora Rosanna. Jej sceny z doktorem, gdy próbowała usprawiedliwić swoje mordercze działania, trafiły w sam raz, a pod koniec tego wszystkiego, trudno było nie stanąć po stronie jej trudnej sytuacji, co, niezwykle jak na serial, przedstawiało władcę czasu jako małego drania.
to dało poziom głębi temu, co było inaczej dość typowy, który biegał po okolicy, choć jeden z zaskakująco ciemną smugą. Oprócz kilku momentów, które groziły podważeniem całej afery – kulawy, niechlujnie ukierunkowany pojedynek na miecze jest największym przestępcą – jej największym problemem była nadmierna znajomość. Niezliczoną ilość razy zagubionymi rasami obcymi byliśmy w New Who dzięki szeroko dyskutowanej wojnie czasowej i nawet jeśli ci nowi uchodźcy byli wynikiem tych wszechobecnych pęknięć, trudno było pozbyć się uczucia, że widzieliśmy to wszystko wcześniej i, prawdę mówiąc, radziliśmy sobie z tym skuteczniej.
mimo to, był to odcinek doskonale oglądalny – z jego dobrym wyglądem, gotycką atmosferą, żwawym dialogiem i obcymi zagrożeniami, które faktycznie wykraczały poza zwykłą dwuwymiarową taryfę-nawet jeśli końcowy produkt był trochę zapomniany. Trochę oczekiwana cisza po spektakularnych „płaczących Aniołach”, ale czy przyszłotygodniowy odcinek nie wygląda niesamowicie?